Oboje mieli zwarzone humory i rozmowa nie kleiła się. Murek posiedział jeszcze kwadrans i pożegnał się, obiecując sobie nie przychodzić tu więcej.
Do wieczora dnia następnego zajęty był myślą o spotkaniu z Kosicką i snuł na ten temat domysły.
Na rogu Grzybowskiej i Żelaznej stawił się punktualnie o ósmej. Długo rozglądał się, usiłując w tłumie dostrzec sylwetkę panny Kosickiej. Nastały już ciepłe wieczory i ulice pełne były ludzi, fajerantujących, już przebranych po pracy, choć nie tak elegancko, jak w dni świąteczne. Najwięcej było młodzieży, wałęsającej się grupkami, osobno flanujących dziewcząt, roześmianych i piskliwych. Starsi mężczyźni przemykali się pojedyńczo i w milczeniu, mimochodem zaglądając przez otwarte drzwi do narożnej knajpy, gdzie, jak zwykle w poniedziałek, w dzień bezgotówkowy dla całej robotniczej ludności, panowały pustki. Przed jaskrawemi reklamami kina na przeciwnym rogu roiły się liczne gromady wyrostków. Środkiem jezdni z ciężkim turkotem sunęły zapóźnione ładowne wozy i gęsto dzwoniąc, sunęły tramwaje pełne żydów.
Murek uczuł czyjeś dotknięcie na łokciu i usłyszał krótkie:
— Chodźcie.
Kosicka nie tracąc czasu na powitanie, ruszyła naprzód w stronę Chłodnej. Po chwili skręcili w Krochmalną, gdzie było prawie pusto, a potem na lewo na Wronią i weszli do bramy niedużej, szarej kamienicy. W drugiem podwórzu, gdzie leżały od lat zapewne nagromadzone tu smutne resztki starych samochodów, weszli po zewnętrznych schodach, przylepionych do ściany domu, na drugie piętro. Z niewielkiej i brudnej sionki kilkoro drzwi prowadziło w różnych kierunkach. Kosicka zapukała mocno do środkowych.
— A kto tam? — rozległ się zwewnątrz spokojny męski głos.
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/296
Ta strona została uwierzytelniona.