Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem, — zaśmiała się. — Wiem, o czym pan myśli, o Idalce, tak?
— Może...
— Czy i pan już zapoznał się z jej miłością? — zachichotała. — Idalka oporu nie uznaje. Ani wyboru. Każdy dobry.
— Co do mnie, niema obawy...
Arletka nagle spoważniała..
— Wszyscy jednacy — powiedziała z pogardą. — Każdy z was zapiera się, śmieje się z jej brzydoty, spluwa, a gdy mu tylko ta krowa wpakuje się do łóżka... jazda! Zapomina o wszystkiem. Samcy!
— Za pozwoleniem — ironicznie zauważył Murek. — Czy to on, czy ona? Kto kogo atakuje?
— Ach, nie w tem rzecz — zniecierpliwiła się. — Skoro wie pan, że to u niej choroba.
— Wcale tego nie wiedziałem.
— Mówię panu, choroba. Ale wy, mężczyźni! Czasami, gdy nie idę do pracy i wieczorem kładę się spać, to przecie słyszę, co oni mówią i jak z nią rozmawiają. A w nocy?... Sam pan wie. Nie mogę zasnąć, tak mnie to złości i śmieszy. Idalka, biedactwo, na nic nie zważa. Jak się, panie, nazywa taka choroba?
— Skądże pani przypuszcza, że ja mam to wiedzieć?
— Bo... bo pan jest — zawahała się — pan jest inteligent.
— I z czego to pani wnioskuje, czy z mojej elegancji, czy z delikatnych rączek?
Zaśmiała się kokieteryjnie:
— Już ja umiem poznać się na takich rzeczach. Pan myśli, że u nas w Dancing-Clubie nie bywają różni?... Oho! Zaczynając od arystokratów i ministrów, a kończąc na właścicielach remiz dorożkarskich. I trzeba odrazu skapować się, jak z takim gadać.