— Tak samo, jak naprzykład pana nie zainteresowało moje życie.
— Co znowu — mruknął. — Nigdy tego nie powiedziałem...
— Ale pan dał mi do zrozumienia. Nie przyszedł pan wtedy, I ja wiem dlaczego. Pan ma swoją kobietę i jest pan zakochany.
— Nie, nie mam.
— Żadne zapieranie się, nie pomoże. Ja się nie mylę.
— Czy dlatego, że nie przymilam się do pani?
— A pewno! — powiedziała wyzywająco. — A pozatem, niech pan nie myśli, że nie wiem o tem, że pan już trzy razy wyrzucił Idalkę, która pchała się do pana. Pan ma kochankę.
— Jeżeli pani podoba się tak myśleć — wzruszył ramionami — to proszę bardzo. Jednak całkiem z innych powodów nie czekałem wtedy na panią.
— Z innych?... — zastanowiła się. — I to możliwe. Uważa mnie pan za bydlątko, nie warte zachodu. Za dziwkę?...
— Bynajmniej. Tylko proszę mi wytłumaczyć, poco miałbym zbliżać się do pani?...
— Jakto, poco?
— Ma pani przecie swego narzeczonego.
— I cóż stąd? Czy nie wolno mi nikogo znać poza nim?
— Wolno, ale nie warto. Sądzę, choć jeszcze go nie widziałem, że musi to być chłop młody i morowy, że ma na panią silny wpływ, że, słowem, zaspokaja wszystkie pani potrzeby, fizyczne i duchowe.
— Ach tak... A z czegóż to pan wnioskuje, że ma na mnie aż tak wielki wpływ?
— Z czego? — zaśmiał się. — No, przecież trzyma panią gorzej, niż na uwięzi, a pani drży na myśl jego gniewu. A już trzeba mieć kogoś w garści, by go pchnąć na taką... na
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/323
Ta strona została uwierzytelniona.