Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/355

Ta strona została uwierzytelniona.

własne dawniejsze obiekcje w związku z gospodarowaniem kasą C.K.W. przez Szepsa i inne grube ryby.
— Więc tak wyglądają wierzchołki?! Banda szpiegów, złodziei, szantażystów i zdrajców ruchu robotniczego. Doły pracują z poświęceniem, z zapałem, z wiarą w ideały, a góra zbija forsę i drwi w duchu ze stada baranów. No, nie! Już ja się dłużej bujać nie dam!...
Tysiączne myśli przebiegały mu przez głowę. Może zwrócić się do nieposzlakowanych ideowców, do Krótkiego, do Podsiadłego, do Piotra, do Liczki i zdemaskować draństwo naczelnych władz partyjnych. Wystrzelać łotrów!... Zmusić ich do zameldowania się w Moskwie! Niech idą pod sąd.
— A skąd wiem — przyszła refleksja, — że tam będzie sprawiedliwość?
I odrazu odeszła go ochota działania. Bo i dla kogo?... Dla tłumu, złożonego z takich Żurków i z takich Karolek?... I poco?... By do władzy w partji doszli inni złodzieje i spryciarze?...
— Niema głupich!
Jednak w kieszeni tkwiła niepokojąca koperta z cenną zawartością. Co z tem zrobić?... Miałby ochotę podpalić lont i zniszczyć wszystko. Uwolniłby się od kłopotu i łamania głowy. Ale zniszczyć coś, co przedstawiało tak wielką wartość?... Nie, do tego poprostu nie był zdolny, on, Franciszek Murek, który nigdy w życiu grosza jednego bez namysłu nie wydał, który podnosił i chował guzik, znaleziony na ulicy.
Więc może zanieść to do policji?... Przysłużyć się państwu, spełnić obowiązek obywatela i patrjoty?
Roześmiał się na tę myśl. Za to wszystko, czego doznał od państwa, za tyle dobrodziejstw, któremi obdarowała go ukochana ojczyzna, nie ruszyłby nawet palcem. A zresztą wiedział, czemby się to skończyło: wsadziliby go do więzienia.