Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/362

Ta strona została uwierzytelniona.

— Może nie ma pan pieniędzy? — szeptem zapytała Arletka — Bo ja mogę...
— Ależ mam!
Zapłacił i Arletka powiedziała:
— Ja też wychodzę. Niech pan koniecznie na rogu zaczeka. Ale koniecznie! Dobrze?
Nim zdążył odpowiedzieć pobiegła do garderoby. Szumiało mu trochę w głowie i lekko zatoczył się wychodząc z loży. Na ulicy było już prawie zupełnie jasno. Doszedł do rogu i zatrzymał się. Ręce pachniały perfumami Arletki. Nerwy uspokoiły się, myśli płynęły jakoś łagodnie. Kto wie, czy ta Arletka nie ma słuszności!... Sumienie do wynajęcia!... A Karolka... głupie i złe bydlę... Musiała zbliżać się siódma, bo robotnicy śpieszyli do pracy.... Poco ja tu stoję?... Aha...
Nie długo czekał. Zdaleka poznał Arletkę. Jaka ona smukła i jaka zgrabna — zauważył.
Wzięła go zdecydowanie pod rękę i powiedziała:
— Chodźmy. Muszę jeszcze z panem pomówić.
Szli chwilę w milczeniu, Murek zastanawiał się, usiłując zebrać myśli. Wreszcie zapytał:
— Panno Arletko, czego pani właściwie chce odemnie?
— Czego?... — spojrzała nań jakby gniewnie i dodała po pauzie: — ja chcę pana.
— Przepraszam — nie zorjentował się — jakto mnie?
— Chcę pana mieć! Mieć pana dla siebie.
Nagle stanęła i pociągnęła go za łokieć:
— To tutaj. Chodźmy.
Weszli do bramy, później na drugie piętro. Na drzwiach wisiał szyldzik: „Hotel Szwedzki”. Murek nie protestował. Na końcu długiego korytarza zaspany numerowy otworzył drzwi oznaczone liczbą 13. Pokój był nieduży lecz czysty. Arletka zapuściła roletę, odrzuciła kołdrę na dużem, szerokiem łóżku i zaczęła się rozbierać.