Strona:Droga Chrześćianina Pielgrzymuiącego ku zbawiennéj Wiećznośći.pdf/108

Ta strona została skorygowana.
82
Droga Chrześćianina,

gdy na ten czas miecz onego nie był mu potrzebny, odłożył go do pochew, a uciekł ſię do inſzey broni zwłaſzcza do modlitwy uſtawiczney. Słyſzałem wołaiącego.[1] Proſzę, o Panie, wybaw Duſzę moią! i gdy daley poſtępował, ogień ſię co raz bliżey zbliżał i ſłyſzał wołanie ſtraſzne, i tak rozlegaiące ſię, że bał ſię częſtokroć, aby w ſztuki niebył rozſzarpany, i iak błoto na ulicy nie był zdeptany. Te głoſy okropne i te widzenia ſtraſzne przez kilka mil trwały, czaſem zatrzymawał ſię myśląc coby czynić, czaſem wpadał na myśl, aby ſię wrocić nazad; ale zważaiąc, że iuż połowę przeſzedł tey doliny i że tak wiele przebył niebeſpieczeńſtwa, ſądził, że więcey byłoby trudnośći wracać ſię nazad, aniżeli iść daley, a tak przed ſię wźiął, trzymać ſię ſwey drogi. Tym czaſem zdało ſię, że nieprzyiaciele barźiey ſię kupili i zbliżali, iakoby ie miał na karku ſwoim, wołał potęznym głoſem: Idę w mocy Pana Panow. Na te ſłowa wſzyſcy uciekli i niepokazali ſię więcey. Ieſzcze iedna rzecz, ktorey nie zda mi ſię przepomnieć, to mianowicie, że ubogi Chrześćianin barzo ſię dziwował temu, iż nie mogł ſwego właſnego głoſu rozeznać i poſtrzegłem, że z owey przepaśći zaſzedł ieden z tych złych, wtył, i zbliżywſzy ſię zlekka ſzeptał mu ćicho do uſzu wiele ſzkaradnego bluźnierſtwa, że cale rozumiał, że to z iego umyſłu pochodziło, co go barźiey trapiło, niżeli to wſzyſtko, co go potykało aż

dotąd
  1. Pſ. 116, v. 5.