Wierny: Iuż to iaſno, że ia przez to rozumiem uciechy i roſkoſzy cieleſne i ſkażone.
Chrześćianin: Niech będzie Bog błogoſławiony, żeś ſię z tamtąd wyrwał[1], bo na kogo ſię Pan gniewa, wpadnie tam.
Wierny: To prawda, ale ieſzcze nie wiem, czy ieſtem doſkonale od tego uwolnionym.
Chrześćianin: Ia śmiem ſię upewniać, żeś ty nie wykonał poządliwośći ſwoje.
Wierny: Strzegłem ſię barzo, abym ſię niezplugawił, bom przypomniał dawne piſmo, ktorem niegdyś czytał, to iest:[2] A chod iey do piekła prowadzi. A dla tego.[3] Uczyniłem przymierze z oczyma ſwojemi, obawiając ſię, abym niebył przywabionym pociągaiącym iey wzrokiem, w czym ona naśmiała ſię zemnie, a iam poſzedł w ſwą drogę.
Chrześćianin: A niemiałześ inſzego pokuſzenia na twoim gośćincu?
Wierny: Gdym przyſzedł do gory trudnośći, natrafiłem tam Starca zgrzybiałego, ktory mię pytał, co bym zacz był i dokąd idę? rzekłem mu, żem był pielgrzymem i żem ſzedł do Miaſta Niebieſkiego. Tedy mi rzekł ten Starzec: zdaſz mi ſię być dobry człowiek, ieżeli chceſz zemną umowić i do mnie przyſtać, dam ci dobrą zapłatę. I powiedział mi, że ſię nazywa: Pierwſzy Adam i że