nego niewiem czego. Mowił też wielką wzgardą o ſtanie nędznym i odrzuconym tych, ktorzy za zycia ſwego ſławnymi byli pielgrzymami, o ich niewiadomośći, i podłym ich rozumie we wſzytkich ich naukach. Iednym ſłowem, siła mi inſzych rzeczy przekładał, ktorych wſpomnieć niemogę, miedzy inſzym mowił mi też, że to wielki wſtyd, będąc w kośćiele na kazaniu wzdychać i ſtękać, także w domach ſwoich trzeba mieć na wſtyd lamentować i płakać; i to też wſtyd uraziwſzy czym małym bliżniego onego przepraſzać i iednać ſię z nim, wracaiąc mu, w czymby go ukrzywdził; nad to przydał: człowiekowi zacnemu trzeba ſię wſtydzić, przeſtawać z oſobami wzgardzonemi a od ſtępować ludzi znacznych, dla iakiey kolwiek krewkośći (takim nazwiſkiem łagodnym nazywał głowne wyſtępki) owozgoła gromadą wielką takowych ludzi przekładał, ktorych doſtatecznie relacyą uczynić niepotrafię.
Chrześćianin: Co żeś ty mu na to wſzyſtko odpowiedział?
Wierny: Naypierwey i nie wiedziałem, coby mu odpowiedzieć, a on tak poteżnie na mię nalegał, że niemal nakłoniłem ſię do iego zdania i iuż rumieniec wſtydu począł mi wyſtępować na twarzy; ale na oſtatek reflektowałem ſię[1], że co ieſt u ludzi wyniosłego, obrzydliwośćią ieſt przed Bogiem, i począłem rozważać, że wſtyd tylko mi o udziach mowił, a żadnego ſło-
- ↑ Luk. 17, v. 15.