liwym. A wtym Chrześćianin począł czynić relacyą bytwy ſwoiey z Apollionem, niebeſpieczęſtwa, w ktorych był, i dziwne wyſwobodzenia, drogę niebeſpieczną w dolinie ciemney, gdzie ani ieden promien ſwiatłośći nie przyſwiecał mi niemal, aż do połowy drogi, tak dalece, że po dwakroć albo trzykroć rozumniałem, że zginę; lecz na oſtatek, gdy dzień naſtał i ſłońce weſzło, kontinuowałem [prowadziłem] drogę moią z wielką łatwośćią.
Wierny na tych miaſt obrociwſzy ſię uyrzał człowieka nazywaiącego ſię: Chrześćianin w Słowiech, wielkiego wzroſtu i potężna oſoba, ale barziey zdała zdaleka, aniżeli zbliſka. Wierny przy bliżywſzy ſię ku niemu rzecze: Przyiacielu, czy takze do Oyczyzny Niebieſkiey idzieſz?
Chrześćianin w ſłowiech: Tak ieſt, ten moy umyſł.
Wierny: O iak to dobra! i ſpodziewam ſię ieżeli ta ieſt twoia intencya [wola], że będziemy mieli kompanyą [spolność] barzo miłą.
Chrześćianin w ſłowiech. Będę to miał za wielką pociechę.
Wierny: Idzmyż w tym towarzyſtwie, a żeby ſię nam czas ſkrocił, chcieymy ſię zabawić rozmową iaką buduiącą.
Chrześćianin w ſłowiech. Ieſt to moią wielką roſkoſzą mowić o rzeczach dobrych, czy to z wami, czyli też z drugiemi, i barzo ſię cieſzę z tego, żem natrafił takiego człowieka, z ktorym można rozmowić z zbudowaniem, bo prawdziwie