Demas: Cale nie, chyba niektorych mniey oſtrożnych, a to mowiąc zapłonił ſię wstydem.
Chrześćianin: Bracie moy Ufaiący, nie zſtępuymy ani kroku iednego z drogi naſzey, ale idzmy z lekka w ſwą.
Ufaiący: Śmiem twierdzić zapewnie, że ieżeli Czaſowi Służący będzie tędy przechodził, a że będzie tak zapraſzany iako my, przyidzie tam oglądać.
Chrześćianin: To niebędzie w podziwieniu, bo uczyni według ſwego zdania; ale wielki zakład ſtawię, że tam ſzyię złamie.
Demas: Ieſzcze raz pytam, niechcecie tu przyiść?
Chrześćianin: Ieſteś ty, mowiąc ci wbrew prawdę, nieprzyiacielem drog proſtych Pana naſzego, i iużeś ieſt oſądzony ſądem krola naſzego z przyczyny zbuntowania ſię ſwego. A na coż uſiłuieſz wciągnąć nas w te zatracenie? Ach zawaruy Boże! gdybyſmy uſtąpili z drog krola naſzego, na tych miaſt by ſię dowiedział i okryłby nas hańbą w iednym momeńcie, miaſto tego, co mu dopioro zachowuiemy ſerce ſtateczne i ſwobodne.
Demas: Poydę z wami w kompanij, ieśli zachcecie trocha zaczekać, aż poki niektore ſztuki kruſzcow pozgromadzam, a wnet idę z wami.
Chrześćianin: Iakie twoie ieſt imie, nie nazywaſz ſię tym, iakom cię mianował?