Strona:Droga Chrześćianina Pielgrzymuiącego ku zbawiennéj Wiećznośći.pdf/194

Ta strona została skorygowana.
164
Droga Chrześćianina,

ſrzodku, ktorymby ich zatracił, a otym naſtępuiącey nocy rozważał i naradzał ſię z żoną ſwoią niedowiarſtwem, ktora dowiedziawſzy ſię, że byli ieſzcze w życiu, radziła mu, aby ie na śmierć przyprawił, a tak na ſamym świtaniu przyſzedł do nich i przymuſzał ich potężnie, aby ſami ſobie śmierć uczynili. Lecz gdy oni trocha ſię zbraniali i niechcieli iść za niego namową, na tych miaſt znowu rzucił ſię na nie w wielkiey zapalczywośći, i pewnie ich by tam był pokonał, gdyby go parokſyzm [złość] jego żwyczayny nie był ogarnął, gdy uyrzał promienie wſchodzące ſłoneczne, ktore mu odięły moc, że niemogł władać rękoma, a tak zoſtawił ich tam w owym ſtanie, a ſam odſzedł myśląc, iakby z nimi daley poſtąpić. Tym czaſem więźniowie radzili ſię z ſobą, coby na ten czas obierać mieli ku ſwemu lepſzemu. Coż będziemy czynić bracie moy? rzecze Chrześćianin. Iak nieſzczęśćliwy i mizerny ieſt los życia naſzego! Dla mnie ia niewiem, co mi ieſt lepſzego, czy prowadzić tak ſmętny żywot, czy na tych miaſt umrzeć?[1] a przetoż duſza moia obrałaby ſobie raczey obieſzenie i śmierć, niżeli zoſtać w kośćiach. Grob milſzy miby był, niżeli ten doł. Iakoż? pozwolimy temu Olbrzymowi, żeby nad nami tak ciężkie wykonywał okrucieńſtwo?

Ufaiący: Przyznawam, że ſtan naſz teraznieyſzy ieſt opłakany i mnie także śmierć ſłod-

ſzaby
  1. Job. 7. v. 15.