ktory ſię zbliżał z lekka, a ſzedł ſam ieden gośćincem, na przeciw onym, ktorego iak prętko uyrzał Chrześćianin, rzecze do ſwego towarzyſza: oto ia widzę, że ten człowiek obrocił ſię tyłem do ſyonu.
Ufaiący rzecze: Strzeżmy ſię teraz, aby ten niebył takim zwodzicielem. Tym czaſem co raz ſię bliżey zbliżali, aż też zeſzli ſię z ſobą, imie tego człowieka było Atheista; ſpytał ich dokądby ſzli? Idziemy, odpowiedział Chrześćianin, do miaſta ſyonu; tedy iął ſię śmiać, że mu ſię ledwie gęba nie rozdarła.
Chrześćianin: Przeczże ſię tak zbytnie śmieieſz?
Śmieię ſię, ow odpowiedział, że tak wielce ieſteśćie proſtacy, żeśćie tak uprzykrzoną przedſięwzięli drogę, gdzie tylko pracy i fatygi doznacie.
Chrześćianin: Iakoż? rozumieſz, że my nic za to nie otrzymamy?
Atheista: Coz otrzymacie? Niemaſz albowiem takiego mieysca, o ktorym wy tu figuruiecie na ſwiecie. Gdym ieſzcze był w domu, i w oycżyznie moiey, śiła i częſto słychywałem mowiących o tym mieśćie, a dla tegoż, chcąc dociec przecię tego, przed ſię wźiąłem był tę drogę, i ſzukałem tego miaſta przez lat dwadzieśćia; alem go niemogł uyrzeć, niemniey, iak pierwſzego dnia, kiedym ſię puśćił w drogę. My zaś, rzecze Chrześćianin, i słyſzeli i uwierzyli, że to mieyſce ieſt rzeczowiśćie.