Strona:Droga Chrześćianina Pielgrzymuiącego ku zbawiennéj Wiećznośći.pdf/240

Ta strona została skorygowana.
208
Droga Chrześćianina,

Ufaiący: Zaiſte czyniłem, i nie tylko raz, albo dwa, ale uſtawicznie.

Chrześćianin: Coż tedy? Obiawiłże ociec ſyna ſwego w tobie?

Ufaiący: Nie, ani za pierwſzą, ani za drugą, ani za ſzoſtą prożbą moią.

Chrześćianin: Cożeś wtakowym raźie czynił?

Ufaiący: Niewiedziałem, cobym miał począć.

Chrześćianin: Izali nie wpadało tobie na myśl, abyś przeſtał o to ſię modlić.

Ufaiący: Zaiſte więcey niż ſto razy.

Chrześćianin: A czemużeś tak nieuczynił?

Ufaiący: Uwierzyłem, że to, co mi było powiedziano, było rzeczą prawdziwą, mianowicie, ze bez ſprawiedliwośći Chryſtuſowey cały ſwiat nie mogłby mię zbawić, a dla tego ſam w ſobie uważałem, że ieśli przeſtanę ſię modlić, śmiercią umrę. Mowiłem: nie może nic gorſzego na pamięć przyść tylko, że umrę przed tronem łaſki. Nad to pamiętałem na owo mieyſce pisma świętego.[1] Lubo odwłacza z przyſciem ſwoim, czekay na niego; przyidzie zaiſte zapewnie anie omieſzka. A tak trwałem w modlitwie moiey, aż też Oyciec niebieſki obiawił ſyna ſwego we mnie.

Chrześćianin: Iakim ſpoſobem tobie był obiawiony?

Ufaiący: Nie widziałem go ocżyma cielesnymi, ale oczyma umysłu mego, a to ſię ſtało

tym
  1. Mat. 25.