Ufaiący: Zaiſte czyniłem, i nie tylko raz, albo dwa, ale uſtawicznie.
Chrześćianin: Coż tedy? Obiawiłże ociec ſyna ſwego w tobie?
Ufaiący: Nie, ani za pierwſzą, ani za drugą, ani za ſzoſtą prożbą moią.
Chrześćianin: Cożeś wtakowym raźie czynił?
Ufaiący: Niewiedziałem, cobym miał począć.
Chrześćianin: Izali nie wpadało tobie na myśl, abyś przeſtał o to ſię modlić.
Ufaiący: Zaiſte więcey niż ſto razy.
Chrześćianin: A czemużeś tak nieuczynił?
Ufaiący: Uwierzyłem, że to, co mi było powiedziano, było rzeczą prawdziwą, mianowicie, ze bez ſprawiedliwośći Chryſtuſowey cały ſwiat nie mogłby mię zbawić, a dla tego ſam w ſobie uważałem, że ieśli przeſtanę ſię modlić, śmiercią umrę. Mowiłem: nie może nic gorſzego na pamięć przyść tylko, że umrę przed tronem łaſki. Nad to pamiętałem na owo mieyſce pisma świętego.[1] Lubo odwłacza z przyſciem ſwoim, czekay na niego; przyidzie zaiſte zapewnie anie omieſzka. A tak trwałem w modlitwie moiey, aż też Oyciec niebieſki obiawił ſyna ſwego we mnie.
Chrześćianin: Iakim ſpoſobem tobie był obiawiony?
Ufaiący: Nie widziałem go ocżyma cielesnymi, ale oczyma umysłu mego, a to ſię ſtało
- ↑ Mat. 25.