naſzym kraiu, a był na ten czas barzo gorliwym w ſwoiey religii?
Ufaiący: Iakbym go niemiał znać? mieſzkał albowiem w mieśćie obnażonym z łaſki o dwie mile niemal od okazałośći pozwierchney bliſko bramy odpornośći.
Chrześćianin: Barzo dobrze, tak ieſt, mieſzkali pod iednym dachem z ſobą. Ten człowiek razu iednego był barzo zmieſzany, rozumiem, że musiały mu grzechy przyść na pamięć i karanie, ktore nimi zaſłużył.
Ufaiący: Toż ſamo i ia rozumiałem co ty, gdyż dom jego nie daley był od mego, iako trzy mile, częſto mię nawiedzał a zawſze z opłakanymi oczyma, i zaiſte wielkie miałem nad nim politowanie, bo ieſzcze niebył cale bez nadziei. Ale ztąd widzieć można, że nie wſzyſcy, ktorzy mowią, Panie! Panie! takimi ſą, za iakich ſię udaią.
Chrześćianin: Razu iednego oświadczył mi ochotę, że chciał ze mną puśćić ſię w drogę, ale na tych miaſt zawźiął znaiomość z iednym człowiekiem nazwanym: ſam ſobą ſię rządzi i wnet odſtąpił odemnie.
Ufaiący: Ponieważ przyſzlismy do tey rozmowy o nim, chcieymy też examinować trochę przyczynę jego tak nagłego odpadnienia.
Chrześćianin: To może być z naſzym wielkim pożytkiem. Chciey też ty choć raz zacząć.
Ufaiący: Chętnie i powiadam tobie, że we-