z „Oazy” i wprost z obiadu u Bolińskich miał jechać po dziewczęta. O zmianie tych planów nie mogło być mowy.
— Pojedziesz na bal taksówką — rzucił żonie zirytowany do ostateczności jej boleściwą miną — albo nie jedźcie wcale. I nie przeszkadzaj mi, do stu djabłów!... Na czem tam skończyliśmy, panno Wenzel?...
— ...na gwarancję hipoteczną Zarząd Dóbr zgodzić się nie może — odpowiedziała sekretarka, nie podnosząc oczu z nad papierów, by w ten sposób zaznaczyć swoje niezadowolenie z pryncypałowego stroju. Pomimo siwizny, długiego czerwonego nosa i okularów w cienkiej żelaznej oprawie uważała za nieprzyzwoitość ze strony szefa takie nieliczenie się z jej panieńską skromnością.
Pan Czaban w spodniach tylko, z majtającemi się ztyłu szelkami, krążył po gabinecie, dopinając oporne spinki w sztywnym gorsie koszuli. Szofer Bronisław stał przy drzwiach z frakiem w ręku, a pan Żołnasiewicz raz po raz przerywał Czabanowi dyktowanie pytaniami:
— Przepraszam cię, Sewerciu, więc ile w ostateczności mogę dać Kumejkowskim za odstąpienie od licytacji?
— Osiem, do cholery! Osiem, mówiłem już. Ani grosza więcej. Gdybym sam mógł tam być, zgodziliby się na sześć... Niech pani pisze: Jeżeli w przeciągu miesiąca nie otrzymamy od WPana rejentalnej zgody między Nim a Spółką Drzewną, będziemy zmuszeni wystąpić na drogę sądową... Tak. Z poważaniem. Teraz do Ministerstwa Rolnictwa. Powołując się na decyzję JWPana Ministra z dnia... nie pamiętam... znajdzie to pani w teczce... Zarząd Dóbr i t. d. ma zaszczyt...
— Przepraszam cię, Sewerciu — pokornym tonem przerwał znów szwagier — a jeżeli Kumejkowscy nie zechcą bez gotówki?
— To każ się im pocałować w ciepłe miejsce! — ryknął pan Seweryn i jednocześnie odwrócił się do żony: — Czego
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/004
Ta strona została uwierzytelniona.