Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/007

Ta strona została uwierzytelniona.

reczka wyrosła i miała własne życie, a sąsiadek nie było, bo nowa willa stała zdala od innych na krańcu miasta. Domowa służba i stary stróż, pełniący również obowiązki ogrodnika — oto wszystko. Brat, w rodzinie zwany niezdarzonym Józkiem, przygarnięty z łaski przez Seweryna, nie cieszył się sympatją rodzonej siostry. Pani Helena w głębi duszy bolała nad każdem ubraniem mężowskiem, wcale jeszcze dobrem, które wędrowało do szafy Józka, bolała nad każdym kęskiem jedzenia, czy kieliszkiem drogiego koniaku, który bezpowrotnie znikał w jego wnętrznościach.
Ale cóż mogła na to poradzić! Pan Seweryn nie znosił oszczędności, rozrzucał pieniądze na prawo i lewo, lubił żyć, lubił się pokazać, lubił rozkazywać, a rozkazywać mógł tylko tym, których uzależniał od siebie, zależność zaś polegała na nieustającym strumieniu pieniędzy, płynących z jego kieszeni do kieszeni innych. Uważał się za genjalnego businessmana, za finansistę w wielkim stylu, za mistrza w interesach. I rzeczywiście dotychczasowe jego powodzenie zdawało się to potwierdzać.
— Rozrzucam pieniądze garściami — lubił mawiać — a zbieram je koszami.
Nie wszyscy zachwycali się tym systemem Seweryna Czabana. Pani Helena nieraz od rozmaitych ludzi słyszała nie obwijane w bawełnę opinje mocno krytyczne. Byli i tacy, co radzili jej koniecznie odkładać co się da i kryć to przed mężem, bo bankructwo nie minie go wcześniej czy później. Kto jak warjat rzuca się na najszaleńsze ryzyka, kto pakuje bez namysłu setki tysięcy w najbardziej wątpliwe imprezy, musi źle skończyć.
Tak poważna osobistość, jak prezes Boliński mówił przecie Sewerynowi w oczy:
— Pan nie masz pojęcia o interesach, pan masz tylko szczęście.
Tak pocichu myślała i pani Helena. Przecież nieraz wi-