Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.

ale wystarczającą na życie. A że nie tylko wykształceniem, wychowaniem i pochodzeniem przewyższała męża, bo była odeń o sześć lat starsza, przewidywała, że w małżeństwie z Sewerynem ona będzie zawsze górą. Tak też i było przez ten krótki czas, póki żył ś. p. pan Żołnasiewicz i płacił rentę, ale wraz z jego śmiercią i z wyjazdem ze Smoleńska do Petersburga zmieniło się wszystko radykalnie.
Z biegiem czasu przyszła zamożność, a nawet bogactwo, lecz pani Helena nie umiała niem się cieszyć. Bała się drogich sukien, które można poplamić, porcelanowych wazonów, które tak łatwo było stłuc, kosztownych mebli i antyków, kryształów i sreber, których pełen był dom, ogromnej kasy ogniotrwałej, od której klucze lekkomyślny Seweryn zostawiał jej bratu. Bała się, że służba wyjada różne smakołyki ze śpiżarni, że pan Żołnasiewicz wypija resztki z butelek, bała się też złodziei, to też drzwi w willi były opancerzone i wzmocnione wielkiemi ryglami, a okna zabezpieczone mocnemi żelaznemi okiennicami zamykanemi odwewnątrz. Codziennie wieczorem pani Helena osobiście sprawdzała, czy wszystkie okiennice są pozamykane i czy działa dzwonek alarmowy do stróżówki Malceraka, a tego dnia robiła to tem skrupulatniej, że Seweryn przed wyjściem wspomniał o „grubych hopach”, znajdujących się w szafie pancernej.
W chwilach takiego strachu, z których mąż kpił zawsze, nawet na swego brata patrzyła życzliwiej. Bądź co bądź był jedynym mężczyzną w domu. To też gdy pomimo dwukrotnego dzwonienia do stróżówki Malcerak się nie zjawiał, pani Helena weszła do gabinetu, gdzie Żołnasiewicz wpisywał coś do ksiąg buchalteryjnych i powiedziała:
— Mój drogi Józiu! Obawiam się, że dzwonek do Malceraka zepsuł się. Czybyś nie poszedł sprawdzić?
— Dajże, kochanie, spokój — skrzywił się Żołnasiewicz, podciągając pod krzesło swoje długie nogi i nerwowo gła-