Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

warzyszowi daje schronienie, naraża się dla niego, karmi go, a ten używa mu jego żony. Oto moralność ludzka!... Świństwo.
I nagle zapytał siebie:
— Poco mam być lepszy? Świństwo?... To i dobrze, że świństwo. Właśnie tak! On dla mnie wszystko i zaufanie, i przytułek, i jedzenie, i szacunek, a ja za jego plecami najgorszą krzywdę mu zrobię. Nie bądź, durniu, frajerem.
Zerwał się i zaczął chodzić po komórce.
— Trzeba być konsekwentnym. Nie mogłem żyć jak człowiek. To będę żyć jak świnia.
Gdy jednak Kuzykowa przyniosła gazety, nie zdobył się na żaden agresywny gest.
— Dziękuję pani — powiedział, nie patrząc na nią i zabrał się do czytania.
Ona postała chwilkę i wyszła.
W dziennikach z łatwością odnalazł obszerne wzmianki o napadzie bandyckim na willę plenipotenta książąt Zasławskich, dyrektora Czabana. Dowiedział się, że — to było najważniejsze, — że sprawców nie ujęto. Odetchnął z ulgą. „Spłoszeni bandyci w liczbie sześciu, zdołali zbiec”. Poza mylnie podaną liczbą napastników, były inne nieścisłości. Były jednak i rzeczy nowe. Nie wiedział naprzykład o tem, że „bandyci uprzednio przecięli przewody elektryczne i telefoniczne i do telefonicznego kabla przyłączyli własny przenośny aparat, znaleziony zrana przez policję na sąsiedniej, pustej posesji.
To musiała być robota Piekutowskiego, który znał się na elektrotechnice. On też zapewne udusił stróża Malceraka, którego zwłoki znaleziono w krzakach, przy kuchni. Dowiedział się też Murek, że ów łysy nie był Czabanem, lecz jego szwagrem, a napad odbył się „pod nieobecność właściciela willi, który w związku ze swemi rozgałęzionemi interesami handlowemi, bawił poza Warszawą”.