Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

Nalała sporą szklaneczkę po musztardzie i przymrugnąwszy do gościa, wychyliła ją duszkiem:
— W pańskie ręce — nalała drugą i Murek, by dostosować się do jej żartobliwego tonu, powiedział:
— Żeby nasze dzieci bogatych rodziców miały i tramwajów się nie czepiały.
Nauczył się sporo takich powiedzonek, podczas swego dwuletniego bezrobocia, szwendania się po domach noclegowych i szynkach na przedmieściach. Był czas, gdy obawiał się nawet, że trudno mu będzie wyleczyć się z tych argotowych nabytków. Wtedy jeszcze miał nadzieję wrócić do dawnego życia, dostać posadę i ożenić się z Nirą Horzeńską. Aż uśmiechnął się teraz, wspomniawszy te czasy.
— Tak mi potrzebny dziś poprawny język, jak zającowi dzwonek — pomyślał i z satysfakcją powiedział głośno:
— Fajna zagrycha! No, siup, pani Kuzyk! Jeszcze po jednym.
— Z pana to sympatyczny człowiek — uśmiechnęła się.
Siedzieli obok siebie na łóżku, gdyż w komórce krzeseł nie było i ze względu na jej wąskość, nie mogłyby się nawet zmieścić. Kuzykowa zaczęła opowiadać coś o jakiejś głupiej Felci, swojej krewnej, i zaśmiewała się, nie omijając sposobności, by za każdym razem oprzeć się o sąsiada. Łóżko stare i niezbyt mocne, trzeszczało ostrzegawczo przy tych poruszeniach, a gdy raz zachwiało się mocniej, Murek orzekł:
— Nie było ono robione na dwie osoby. Żeby u stolarza i taki słaby mebel. Szewc bez butów chodzi.
— O nie, — zaprotestowała, — niech pan pójdzie do pokoju, to zobaczy pan, jakie nasze jest mocne.
— A no, chodźmy!
Szli pociemku ze względu na owe okna. Przez warsztat, sionkę i kuchnię. W pokoju od podwórzowej latarni było jaśniej. Przy ścianie stało szerokie czeczotowe łóżko. Mu-