szą robotę, lepszą choćby dlatego że mogę pracować w domu i nie leźć ludziom w oczy.
— I cóż to za zajęcie? — zapytał Bigelstein.
Murek skrzywił się:
— Podania piszę różnym ludziom, prośby, zeznania podatkowe, parę złotych się zarobi...
— Wyglądacie tak elegancko — zaśmiał się Bigelstein — jakbyście nie po parę złotych lecz po parę tysięcy zarabiali.
Murek zrobił naiwną minę:
— Przecież musiałem, to należy do charakteryzacji.
Skolei Bigelstein wrócił do sprawy owej koperty o zeskamotowanie, której widocznie wciąż posądzał Murka, nie chcąc zgodzić się z opinją naczelnych władz partyjnych. Wreszcie nie mogąc nic z Murka wydębić, doszedł do przekonania, że „w obecnym stanie nerwów” nie powinien on wracać do pracy partyjnej, zwłaszcza poważniejszej. Jednakże nie zamierzał widocznie zrezygnować z udziału towarzysza Garbatego w robocie komunistycznej, gdyż polecił mu przygotowanie się do cyklu wykładów popularnych o Marxie, Leninie, Stalinie i o rewolucji październikowej, które to wykłady Murek miał wygłaszać w „jaczejkach” dla kandydatów na członków partji. Oznaczało to w praktyce odsunięcie Murka z Grupy Aktywnej do Propagitu. Natomiast w rzeczywistości Bigelsteinowi chodziło zapewne o to, by nie spuścić oka z towarzysza Garbatego i mieć kontrolę nad jego prawomyślnością komunistyczną.
Chociaż Murek nie był uszczęśliwiony tą dyrektywą i wiedział, że od funkcji prelegenta narazie przynajmniej nie może się wykręcać, był zadowolony z przebiegu wizyty w partji. Nie wątpił, że tegoż jeszcze dnia u Kuzyka zasięgną informacji, czy mówił prawdę. Było mu to nawet na rękę i umyślnie o swojem ukrywaniu się u Kuzyka mówił tak lekko, by go posądzono o kłamstwo.
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.