wystarczały zaledwie na opłacenie komornego i skromnego utrzymania.
Nie zraziło to Murka. Z biegiem czasu nabierał doświadczenia, z każdym tygodniem, pomału, lecz stale rosły w mieście kręgi osób, które o istnieniu Mahatmy wiedziały. Należało mieć cierpliwośćć, no i myśleć o dalszej reklamie.
W ostatnich dniach grudnia Murek skończył właśnie cykl swoich prelekcyj komunistycznych i, mając więcej wolnego czasu, postanowił rozpocząć bardziej systematyczną kampanję reklamową. Miała ona polegać na planowem obrobieniu poszczególnych dzielnic. Nalepki Mahatmy Bahila musiały zaatakować śródmieście. Tu jednak nawet bardzo późnym wieczorem kręciło się dużo osób, no i łapaczów. Natomiast o świcie ulice były puste, to też w tych godzinach Murek wychodził z domu i gdzie się dało naklejał swoje ulotki.
Pewnego ranka właśnie upatrzył sobie wygodne miejsce na nalepkę tuż przy nocnym dancingu, w którym już pogaszono światła, gdy z lokalu wyszło jakieś większe towarzystwo. Podchmieleni panowie i hałaśliwie śmiejące się panie otoczyli go ze wszystkich stron z okrzykami:
— Chodźmy, zobaczymy, co to jest?
— Pewno obiady domowe!
— Na świeżem maśle!...
— Nie, nie, czekajcie — upierał się zawiany blondyn, o błyszczącej i czerwonej twarzy. — Muszę zobaczyć.
I przepychając się wytrącił Murkowi z ręki buteleczkę z klejem. Murek odwrócił się doń wściekły. Przez tego pijaka przepadło trzydzieści groszy. Już chciał go rugnąć i zażądać dwóch złotych odszkodowania, gdy o krok za nim zobaczył Arletkę i stojącego obok niej Czarnego Kazika.
Bandyta, w czarnym pilśniowym kapeluszu i szykownem futrze, z papierosem w ustach, wyglądał jak amant filmowy, grający rolę pijanego złotego młodzieńca. Przesunął o-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.