Nad ranem też dopiero Arletka wyszła. Ta noc ich pogodziła, zacierając wspomnienia wszystkich nieufności i podejrzeń. Podczas tej nocy dojrzało też postanowienie: wyrok śmierci na Czarnego Kazika. Murek próbował to wyperswadować Arletce, lecz go przekonała. Jakże mogliby razem zamieszkać, jakież byłoby ich życie pod wieczną groźbą zemsty tamtego? Zresztą Arletka od dawna poprzysięgła mu śmierć. Nie wiedziała jeszcze, jak to zrobi i kiedy. O tem zresztą narazie z Murkiem nie chciała mówić.
Odtąd widywali się coraz cześciej. Arletka wpadała do Murka o różnych porach, czasami późną nocą, co zaczęło wywoływać niezadowolenie pani Relskiej, a głównie Michałowej. Gdy pewnego dnia doszło w obecności Arletki do małej awanturki, a Murek bardzo się tem zalterował, Arletka powiedziała:
— Musimy zamieszkać razem, wziąć ładne mieszkanie i rozwinąć twój interes, ale przedtem trzeba skończyć z tamtym.
Zamyśliła się i dodała szeptem:
— Dłużej już nie wytrzymam.
Nazajutrz nie przyszła, natomiast około godziny szóstej popołudniu zatelefonowała:
— Czy to pan, panie Franku — odezwała się nieswoim jakby i nienaturalnym głosem. — Dobrze, że pan czekał na mój telefon. Niech pan koniecznie zaraz przyjdzie z tą walizką na umówione miejsce... Dobrze?... No, to doskonale.
Położyła słuchawkę, zostawiając Murka w osłupieniu.
Przeczuwał, że musi to mieć jakiś związek z Czarnym Kazikiem. Zaniepokoił się jednak tem, że Arletka doń dzwoniła. Na wszelki wypadek, wróciwszy do swego pokoju, chciał wziąć rewolwer do kieszeni.
W szufladzie jednak rewolweru nie było.
Tymczasem Arletka mówiła do Kazika:
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/059
Ta strona została uwierzytelniona.