Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

ciwie wszystko, co posiadam, ale nie radzę żadnych wybiegów.
— Jest pan łotrem i szantażystą — odpowiedziała Holbeinowa — i choćby dlatego, żeby nie mieć przykrości powtórnej rozmowy z panem, zapłacę całe pięćset.
— Za owego „łotra” zapłaci pani o sto złotych więcej. Takie okrągłe słówko warte tyle? Chyba, że szanowna pani prezesowa zgodzi się na rewanż z mojej strony.
— Jakto rewanż?
— Zwyczajny. Łotr powie pani, że szanowna pani prezesowa jest...
Tu z naciskiem i rozdzielając sylaby, zakończył mocnem, obelżywem słowem.
Rzuciła słuchawkę, lecz w pół godziny później, Arletka czekająca przy rogu ulicy na powrót posłańca, otrzymała odeń kopertę z pieniędzmi.
Dla uczczenia tak poważnego wpływu, Murek z Arletką spędzili ten wieczór w dobrej restauracji. Pozwolili sobie na taką ekstrawagancję wyjątkowo, gdyż naogół nie pokazywali się nigdy razem, w swoim własnym, dobrze zrozumianym, interesie.
Po Holbeinowej zabrali się do młodego lekarza, doktora Sańskiego, który, za pieniądze swej starszawej i bogatej żony, utrzymywał pewną ekspedjentkę, wraz z całą jej rodziną. Sański przysięgał, że nie ma pieniędzy, że popełni samobójstwo, groził, że doniesie policji, zapewniał, że jego żona i tak wie o wszystkiem, gdy jednak przyszło co do czego, zapłacił trzysta złotych.
Jednocześnie, coraz bardziej wchodząc we wprawę, rozpoczęli kilka dalszych wymuszeń. Nie zawsze wszystko się udawało. Czasem trafiało się na ludzi, którzy istotnie nie mieli pieniędzy, lub przeciw którym nie udało się zebrać namacalnych dowodów. Tym Murek dawał spokój, natomiast w stosunku do opornych, do ludzi którzy utrzymywali, że