Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co pana interesuje?
— Mnie? Wszystko. Wal pan, panie mistrzu, po porządku, jak idzie.
I wcale niespeszony przenikliwem spojrzeniem z za ciemnych okularów wziął z biurka trupią czaszkę, przyjrzał się jej zbliska, puknął parę razy po ciemieniu, powąchał i odstawił spowrotem. Skolei sięgnął po nóż do przecinania kartek, przy pomocy którego oczyścił sobie paznokieć, spojrzał pod światło na brylant i chrząknął niecierpliwie.
Murek tymczasem przysunął do siebie szklaną kulę, otarł ją kawałkiem zamszu i powiedział:
— Pan jest wyjątkowo łatwym typem dla mnie jako dla jasnowidza.
— Nu, nie gadaj pan! Jak będzie jaka zła wróżba, to podziękuję żeby nie skutkowała, jak dobra, to i pan nie pożałujesz, byle się sprawdziła.
Murek się uśmiechnął:
— Co ja przepowiem, musi się sprawdzić. Może mi pan tymczasem pokażę rękę?
— Prawą, lewą? — obie wyciągnął Czaban.
— U pana prawa będzie miarodajniejsza.
— Dlaczego u mnie prawa?
— Bo... bo pan jest człowiekiem interesu. Pan prowadzi nader czynny tryb życia..
— Nu — zachęcił go Czaban.
— Pan jednak ma też do czynienia z rolnictwem, chociaż osobiście pan się tem nie zajmuje... Tak... Jest pan szczery, otwarty, co w myśli, to na języku. Lubi pan pieniądze, ale i pana pieniądze lubią. Ma pan szczęście i spokój w domu. Jest pan żonaty, ale dzieci pan nie posiada... Nie, nie! Owszem, ma pan jedno, ale już dorosłe. Poproszę o lewą rękę... No, naturalnie, córka. Jej imię zaczyna się na literę T., zdaje się że T., bo i druga litera jest co w pańskiem życiu odgrywa jakby ważną rolę, aby to nie litera B?