— Nie śpiesz się — mówiła Arletka, — bo gotów domyśleć się, że w tem jest kant. Jutro powiedz mu tylko część. Ale, gdzie ty masz tę walizkę?
Murek już chciał powiedzieć jej prawdę, gdy przyszło mu do głowy, że lepiej zamilczeć. Nikomu, nawet Arletce, nie należało zbytnio ufać.
— Mam w bezpiecznem miejscu — mruknął. — U pewnego komunisty.
— No, więc jakże?
— Zabiorę od niego i ukryję gdzieś w pustkowiu.
— A czy jesteś pewien tego komunisty? Może już dawno twoją walizkę djabli wzięli?
Murek jednak był pewien. Nie napróżno co pewien czas jeździł na Czerniaków. Stosując się do rady Arletki, ułożył sobie, że nazajutrz Czabanowi powie „radosną nowinę”. Mocą swego jasnowidzenia ujrzał oto bronzową walizkę, pełną cennych papierów, ukrytą w jakichś ruinach, w pobliżu wody, prawdopodobnie Wisły.
Niestety, Czaban się nie zjawił ani oznaczonego dnia, ani we czwartek. Po czterech dniach Murek zaczął się niepokoić, a nawet żałować, że nie upomniał się u Czabana o honorarjum za wróżbę. Wreszcie wysłał Arletkę na zwiady do Bibi. Okazało się, że wyjechała na tydzień do Łodzi. Wystarczyło zatelefonować następnie do Zarządu Dóbr książąt Zasławskich, by dowiedzieć się, że pan dyrektor bawi w Łodzi, lecz niedługo wraca. To uspokoiło Murka. Był przekonany, że Czaban nie ucieknie i zjawi się zaraz po powrocie.
Jakoż przyszedł. Zaczął od usprawiedliwienia się i zawołał:
— A pan może myślał, że już mnie djabli wzięli, a?
Murek uśmiechnął się z wyższością:
— Wcale tak nie myślałem, a chociażbym myślał, wystarczyłoby mi spojrzeć w tę kulę...
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/080
Ta strona została uwierzytelniona.