o nierówności terenu, obeszli całe ruiny, Murek z różdżką na przodzie, Czaban zlekka sapiąc za nim.
Wreszcie Murek stanął nad kupą pokruszonych ciegieł i chwycił towarzysza za ramię, sycząc przez zęby:
— Musi tu być.
— Szukajmy — gorączkowo szepnął Czaban — szkoda psiakrew, żeśmy nie wzięli łopaty...
Nie namyślając się długo, zaczął odrzucać na bok cegły. Po chwili błysnęły w dole białe kafle.
— Piec! — tryumfalnie sapnął Czaban.
Teraz i Murek zaczął mu pomagać. Po chwili dokopali się do drzwiczek. Czaban otworzył je i wsunął dłoń do środka:
— Jest! — zawołał tak głośno, aż Murek odskoczył, poczem wyciągnął walizkę. Teraz już nic nie mogło go powstrzymać od zajrzenia da środka. Ponieważ zaś przekonał się, że pełna była grubszych szeleszczących papierów, zerwał się i chwycił Murka w objęcia z niezwykłym entuzjazmem, wołając:
— A niechże pana cholera weźmie!... I pan na tem dobrze zarobił, ale nie to mnie najwięcej cieszy, tylko to, że te dranie, mierzawcy, nie skorzystąją! Patrz pan, jak uchytrzyli się! Takie miejsce sobie wynaleźli! Ale, na psa urok, jak kto ma szczęście to mu go i bandyci nie odbiorą.
Zabrali walizkę i szli naprzełaj ku miastu. Czaban rozbawiony nie przestawał mówić:
— Co to gadać — śmiał się — czy pan wiesz, mistrzu, że ja na tym napadzie, właściwie mówiąc, zarobiłem! Sztuka, a?
— Jakto pan zarobił?
— A, ot tak: zabrali mi biżuterję żony i córki, która była zaasekurowana od kradzieży, i w tem straty nie miałem. Za to, co jest w tej walizce, miałem kupić z licytacji hutę szklaną pod Sosnowcem. Otóż jeżelibym kupił, to zrobiłbym
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.