ślał, że niespełna rok temu opuszczał tę willę w znacznie mniej wytworny sposób.
Arletkę wiadomość o pomyślnem zakończeniu przedsięwzięcia wprawiła w istny szał radości. Wyskoczyła z wanny naga, mokra, pryskając kroplami wody na wszystkie strony, tańczyła po pokoju jak warjatka. Wyglądała przytem tak młodo, świeżo i dziecinnie, miała w ruchach tyle wdzięku i temperamentu, a w błyszczących oczach tyle śmiechu i radości, że Murek przyglądał się jej jak urzeczony. Trudno mu było utożsamić tę Arletkę z dobrze sobie znaną cyniczną, niemal oschłą dziewczyną, która potrafiła z zimną krwią zabić człowieka, mozolnie i zawzięcie przygotowywać szantaże, z ołówkiem w ręku kalkulować każde swoje jutro i pojutrze.
Nie martwił się bynajmniej tą zmianą. Tamtą Arletkę może lubił, napewno jej pożądał, ale i bał się jej zawsze. Bał się, chociaż nie był tchórzem. Czuł się w stosunku do niej, jakby w stanie ustawicznego pogotowia, oczekując wszelkich możliwych niebezpieczeństw. Z jednej strony działało to silnie na jego zmysły, z drugiej jednak z czasem stawało się nużące.
Wieść o tem, że są teraz zamożni, że będą mieli dwadzieścia tysięcy i z samych procentów około pół tysiąca miesięcznie, wywarła na nią zdumiewający wpływ. Wbrew codziennemu zwyczajowi nazajutrz leżała do południa w łóżku, zobojętniała nagle na rozpoczęte, a dobrze zapowiadające się sprawy, nie poszła na miasto, wysłała Murka po prowianty, upominając się kapryśnym głosikiem, by przyniósł coś smacznego.
Murka bawiła, cieszyła, lecz i niepokoiła ta zmiana, tembardziej, że nie miał jeszcze w ręku owych pieniędzy i że w gruncie rzeczy Czaban mógłby nie dać ani grosza, a nawet się nie pokazać.
Gdy minęła piąta, szósta, pół do siódmej, a Czaban się
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.