— Sądzę — odpowiedział Murek — że nie trzeba odrazu kupować tak wielkich terenów.
— To inni podkupią... Pan nie znasz tych nafciarzy. Niech tylko się rozejdzie, że tam jest nafta, będzie ich jak psów. Cała sztuka polega na tem, by rzecz przygotować w absolutnej tajemnicy.
O świcie minęli Kielce, przed wschodem słońca byli już na miejscu. Szofer zdziwił się, gdy obaj panowie wysiedli przed bramą wjazdową, wyjęli coś z walizki i kazali mu jechać do garażu, a sami oświadczyli, że idą na spacer.
— Jak tu pięknie i cicho — Murek wciągnął w płuca świeże pachnące powietrze i właśnie dla skonstatowania tego zapachu, tak dobrze znanego z najmłodszych lat dziecinnych, poruszał nozdrzami.
— Co? Czujesz pan?
— Naturalnie — skinął głową Murek.
— Nafta?
— Nie, zboże kwitnie...
Czaban niecierpliwie machnął ręką i mruknął:
— Chodźmy tędy.
Obeszli wzdłuż park i ogród owocowy. Dalej teren zaczął się obniżać. Szli między kartofliskami aż do łąk, zrzadka porośniętych łoziną i wierzbiną. Aż do widniejących w odległości paru kilometrów wzgórz i pagórków były takie nieużytki, gęsto usiane jeziorkami i bajorami. Gdzieniegdzie pasły się konie, nad brzegiem wody stały poważnie dwa bociany, skądś zdaleka dolatywało ryczenie krów, widocznie pędzonych na pastwisko. Ludzi nie było widać.
Zbliżyli się do jeziorka, płosząc jakieś piskliwe ptactwo i Czaban wskazał Murkowi wodę przy brzegu. Istotnie poprzez gęstą rzęsę ametystowym dużym plackiem przeświecała tłusta plama. Czaban złamał gałązkę, do jej końca przywiązał chusteczkę i zanurzył w wodzie, poczem powąchał ją i błogi uśmiech wystąpił mu na twarz. Murek uśmiechnął
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.