zjawisko, że woda w okolicznych studniach pachnie naftą. Wypytywał też, czy władze nie zainteresowały się tą sprawą, władze albo kto inny?
Z zebranych wiadomości zdołał ustalić, że przed samą wojną zmarły dziedzic Koszołowa sprowadzał tu różnych uczonych, którzy brali próbki ziemi, kopali pod Bezwitkami wielkie doły i szukali nafty. Ci uczeni byli cudzoziemcami, po polsku wcale nie rozumieli i nie można było się z nimi dogadać. Cała okolica żyła wówczas w wielkiem podnieceniu, ale później wybuchła wojna, później hrabia umarł, a z nafty nic nie wyszło.
Wobec tego jedyną drogą dowiedzenia się czegoś pozytywnego było uzyskanie wiadomości o rezultatach owej przedwojennej ekspertyzy, a wiadomość taką mogła mieć tylko hrabina.
Hrabina, przygłucha już i kostyczna, naogół nie utrzymywała ze swymi letnikami żadnych stosunków, Murka jednak przyjęła dość łaskawie, a to dlatego, że przedstawił się jej, jako van Klemm i krewny Horzeńskich. I łaskawość jednak nic nie pomogła, gdyż baba pojęcia nie miała nietylko o nafcie, lecz wogóle o interesach swego nieboszczyka męża, który sam wszystko prowadził, nikomu nie ufał i nawet wszystkie swoje papiery trzymał pod kluczem. Szanując wolę zmarłego, hrabina i po śmierci męża nie pozwoliła nikomu z rodziny, dotknąć do jego biurka. Na dowód tego pokazała Murkowi klucz od gabinetu nieboszczyka, zapewniając, że od czasu śmierci, niczyja noga tam nie postała za wyjątkiem służby, która raz do roku przeprowadzała sprzątanie pod jej osobistym nadzorem.
Tejże nocy Murek wypróbował w gabinetowym zamku kilkanaście kluczów z innych drzwi i na szczęście dobrał odpowiedni. Ogromną niewygodą był brak elektrycznej latarki, plusem natomiast — wielka i godna uznania pedanterja nieboszczyka hrabiego. Dzięki niej właśnie w jednej
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.