Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, nie. Z całą pewnością nie. Proszę spojrzeć na ten krzyżyk, tu.
— Cóż to znaczy?
— Że pan zobaczy jego grób. Ale.. niezbyt prędko. Cóż jeszcze... Jest pan szlachetny, uczciwy, może zanadto dumny, ma pan nie błyskotliwy, — lecz głęboki umysł. Jest pan stuprocentowym dżentelmenem i był pan nim... bardzo mi przykro, nie zawsze. Ale, to są sprawy bardzo prywatne.
— Ja sobie pójdę — podniosła się Tunka.
— Nie, niech pani nie wstaje. Proszę doktora, proszę mówić — zaoponował porucznik. — Nikogo nie zamordowałem, ani okradłem.
— O, tak — kiwnął głową Murek, — to pewne, ale ciąży na panu wina może większa... Wyrządził pan wielką krzywdę kobiecie. Złamał jej pan życie. Było jeszcze kilka wypadków podobnych... Ale dajmy już temu spokój. Jednej rzeczy nie rozumiem... Hm... to dziwne. Wygląda to tak, że będzie pan żył długo, ale jakby... wbrew własnej woli. To oczywiście nonsens. O, tu linja życia odwraca się niemal pod prostym kątem od wszystkiego... od wszystkiego... co ważne i przyjemne. Doprawdy, to śmieszne, ale wygląda na... klasztor. A nie może być klasztorem... Ani więzieniem. Zdumiewające. Proszę, poruczniku, o prawą rękę, ona nam tę zagadkę wyjaśni.
Szułowski podał prawą. Murek pochylił się nad nią, poczem wyjął z kieszeni lupę, i wyraźnie drgnął. Jeszcze obejrzał dłoń lewą, przygryzł wargi i spojrzał badawczo w oczy oficerowi, który nie ukrywał już zdenerwowania:
— Proszę, cóż pan tam widzi — zapytał.
Lecz Murek, obejrzawszy jeszcze raz ręce Szułowskiego, zaśmiał się z widocznym przymusem:
— Ach nic! nic ważnego. Bardzo miły ma pan charakter, panie poruczniku. A życie szczęśliwe przed sobą. To wszystko. Tak, to wszystko... Piękny mamy wieczór. Praw-