Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

a urzędujących po kawiarniach. Nie były to złe znajomości. Ostrożny z natury Murek trzymał się od nich na pewnym dystansie i unikał takich kombinacyj, które wyglądały zbyt ryzykownie. Przekonał się jednak wkrótce, że nie święci garnki lepią. Geszefty tu wprawdzie nie były wielkie, lecz zato szybkie i przynoszące niemal natychmiastowy proporcjonalnie wysoki zysk. Zaangażował w te sprawy nietylko swoje pieniądze, lecz i te, które wyciągał z przedsięwzięć Czabana. Najpoważniejszy dochód dawał skup niepewnych weksli i lichwiarskie pożyczki pod zastaw. Czasami prowizja za pośrednictwo przynosiła okrągłe sumki.
Odtąd Murek całe przedpołudnia spędzał w kawiarniach, wieczory u Czabana na Skolimowskiej, a resztę czasu w domu z Arletką.
Właściwie nie krępowała go zupełnie. Jednak, gdy jego wieczorna nieobecność w domu stała się regułą, wydawało mu się, że zaczyna posądzać go o zdradę. Dlatego od czasu do czasu zostawał wieczorami z nią, a świadomość, że u Czabanów jakiś młody człowiek może zabiegać o względy panny Tunki, psuła mu humor i nie bywał wtedy dla Arletki zbytnio serdeczny.
W istocie w willi Czabana bywało dużo młodzieży. Sporo panien, przeważnie koleżanek Tunki i jeszcze więcej panów tańczących, a przy sposobności oglądających się za posagiem, lub polujących na romans. Żołnasiewicz nazywał ich poprostu darmozjadami i usiłował podburzyć Murka przeciw wydatkom na kosztowne przyjęcia. On jednak wolał to, niż włóczenie się Tunki po znajomych. Dlatego nietylko nie próbował wpłynąć na panią Czabanową, by zredukowała kolacje i herbatki, lecz bez słowa sprzeciwu wręczał jej każdą sumę, jakiej na domowe wydatki zażądała.
Wkrótce też zarówno matka, jak córka, przyzwyczaiły się doń jako do opiekuna i prawie głowy domu. A że był znacznie ustępliwszy od Czabana, że znacznie więcej po-