że jeszcze kilka miesięcy i ożeni się z Czabanówną. Nie, on ani chciał, ani mógł uciekać. Oczywiście nie miał zamiaru, ani przez moment nie myślał pogodzić się z szantażem i pokornie wypłacać dawnym wspólnikom kontrybucję. Wiedział doskonale, iż wyrwaliby zeń ostatni grosz, a później poczęstowaliby kulą. To też tylko chciał wygrać na czasie. Nie miał jeszcze pomysłu, w jaki sposób od nich się uwolni, ale pomysł taki musiał przyjść. Musiał.
Noc spędził Murek bezsennie, od rana zaś wyszedł na miasto w poszukiwaniu pieniędzy. Zebranie do ósmej dziesięciu tysięcy, było nielada sztuką. Część wydobył od swoich kawiarnianych znajomych, część z Zarządu Dóbr Zasławskich, część z różnych przedsiębiorstw Czabana. Resztę dopożyczył od Żołnasiewicza.
Gdy jednak miał już wszystko i uprzytomnił sobie, że tyle pieniędzy pójdzie na marne, postanowił targować się z tymi łotrami.
Spotkanie umówione było w małej kawiarence na Grzybowskiej i Murek stawił się punktualnie. Tamci już czekali. Zanim jednak zaczął przygotowane usprawiedliwienia, że tak dużej kwoty niepodobna było w jeden dzień wydostać, Piekutowski oświadczył:
— Twoje szczęście, żeś przyniósł forsę. Trafia się nam z Majstrem niezła fabryczka na Ceglanej. Jakby nam przepadła, no!... Tylko, że tej forsy mało. Te dziesięć tysięcy pójdą na zadatek. A jutro musimy dopłacić drugie dziesięć.
Nie pomogły żadne zaklęcia Murka. Śmieli się mu w nos z jego przysiąg.
— Jak nie możesz, no, to twoja sprawa. I tak lekkośmy ci popuścili. Szkoda każdego następnego słowa.
Umilkł. Widział teraz, że Arletka miała rację. Należało uciekać z temi pieniędzmi. Przecie wiedział, że drugich dzie-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.