Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie dojdzie, bo nikt nie dowie się, że ja mam z tem coś wspólnego. Wszystko załatwisz ty, a ciebie nie znają.
Nazajutrz przed południem Arletka nacisnęła na głowę poplamiony granatowy beret, włożyła okulary, ubrała się w zniszczony płaszcz i stare pantofle i ruszyła na Sosnową.
Murek dokładnie i wyczerpująco poinformował ją o wszystkiem. Uradzili przytem, że w razie, gdyby Kuzyk, co było prawdopodobne, wyraził jakiekolwiek wątpliwości i chęć sprawdzenia rozkazu w komitecie Arletka odwoła się do autorytetu towarzysza Garbatego. Groziło to nader niebezpiecznemi konsekwencjami, jednakże największem niebezpieczeństwem było narazie pozostawienie przy życiu Piekutowskiego i Majstra.
Arletka bez trudu odszukała stolarnię Kuzyka i jego samego zajętego robotą przy warsztacie.
— Czy pan Kuzyk? — zapytała.
— Owszem. Czem mogę pani służyć?
— Mam do pana interes w cztery oczy.
Kuzyk wytarł ręce i wprowadził Arletkę do komórki za stolarnią.
— O co chodzi?
— Towarzyszu Kuzyk — poważnie zaczęła Arletka — przyniosłam dla was polecenie z komitetu.
— Z jakiego znowu komitetu?... I jaki ja dla pani towarzysz? — zdziwił się.
Wówczas popatrzyła mu prosto w oczy i wyrecytowała:
— W Hiszpanji rewolucja buduje nowy porządek.
Uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę:
— Z komunistycznem pozdrowieniem, towarzyszko. Siadajcie. O co chodzi?
Arletka w krótkich zwięzłych zdaniach wyłożyła mu sprawę. Dwaj nader niebezpieczni prowokatorzy zdołali wkręcić się do szeregów partji. Wiedzą bardzo dużo i trzeba ich wykończyć koniecznie dziś wieczorem. Za wszelką cenę.