Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

mi prowokami macie uważać, by nie strzelać, póki będzie z nimi siedział jeden człowiek z brodą i w okularach. Raz, żeby go nie zranić przypadkowo, a powtóre, by miał czas bezpiecznie wycofać się nim nadejdzie policja. Jest to bardzo ważne, bo ten człowiek z brodą, pamiętajcie, z brodą! to jeden z wodzów Komunistycznej Partji Polski, prawa ręka sekretarza Egzekutywy. Możeście go kiedy spotykali dawniej, gdy był szefem Propagitu. Zresztą napewno słyszeliście o nim, towarzysz Garbaty.
— Garbaty? — ucieszył się Kuzyk. — Ależ towarzyszko! Ja go doskonale znam! Czy wiecie, że on kiedyś przez długi czas ukrywał się u mnie?... Tu, w tejże komórce! My z nim w przyjaźni!
— Tak? No, to winszuję wam, towarzyszu. Nie byle z kim się przyjaźnicie. — To wschodzące słońce polskiej rewolucji komunistycznej.
— Ba! To łeb! Tylko myślałem, że do Moskwy przedostał się, bo wspominał, że ma zamiar. A już od bardzo dawna go nie widziałem.
— Istotnie, był w Sowietach. Ale już wrócił. I powiedzcie sami, towarzyszu, taki człowiek nie waha się iść na wabia, by tylko tych prowoków wykończyć!
— Prawda, prawda. No, to niema co zwlekać. Więc powiedzcie, towarzyszko, jeszcze raz dokładnie, żebym czego nie pominął, jak ma być?
Arletka powtórzyła wszystko i w końcu dodała z pewną kokieterją:
— A uważajcie tam, towarzyszu Kuzyk, i na siebie. Szkoda byłoby takiego bojowca i takiego... chłopa. Jeszcze się spotkamy... jeżeli zechcecie.
Zaśmiał się zażenowany:
— Cobym nie miał chcieć.
— To byczo. A spiszcie się dobrze. I grunt: tajemnica!
— Zrobione!