do Marszałkowskiej i wsiadł do pierwszego tramwaju. Dojechawszy do placu Unji, znowu wziął taksówkę.
— Na... na Żoliborz — powiedział szoferowi.
Wszystko mu było jedno, dokąd jedzie. Po pierwsze, musiał zmylić ślady, po drugie, nie mógł znieść widoku ludzi. Musiał być sam, musiał ochłonąć. Wszystko w nim trzęsło się, dygotał każdy mięsień. I skupić myśli! Zapanować nad nerwami!... Zabił człowieka, zabił człowieka, bo musiał, bo to było konieczne dla własnego bezpieczeństwa. Kuzyk nie żyje, a nikt więcej nie wie tam nic ani o Murku, ani o Garbatym. Ani policja, ani komuniści nie dowiedzą się niczego. Zamknięte, i kamień w wodę. Jeżeli Kuzyk nie żyje! Jeżeli... Wprawdzie strzały były celne. Upadł. Ale może tylko jest ranny?... Jeżeli zabity, to nikt w tem zamieszaniu nie mógł zauważyć, od czyich kul. Tam przecie były istne jatki. Piekutowski i Majster napewno bronili się. Zbyt to wytrawni cwaniacy, by dali się zaskoczyć. Takim jedno mgnienie wystarczy, by zorjentować się w sytuacji. Oczywiście strzelali. Zatem Kuzyk mógł zginąć od ich kul i tak napewno zaraportują bojowcy z jego piątki władzom partyjnym. Jatki... Inni goście kawiarni też pewno zwiali, jak kto mógł. Tego rodzaju ludzie wolą nie mieć styczności z policją. Śledztwo będzie nader zagmatwane.
Co mogą stwierdzić? Przedewszystkiem tożsamość Piekutowskiego i Majstra, bo ci figurują w kartotekach Urzędu Śledczego. Z zeznań gospodyni i kelnerek ustalą, że siedział z nimi mężczyzna z brodą i w okularach, a gdy odszedł od stolika, posypały się strzały. Jego strzelającego mogli widzieć tylko tamci pijani goście z drugiego pokoju. Ci zaś napewno uciekli w ślad za nim przez podwórze. Więc znajdą poszlaki, lecz dowodu żadnego.
Pozatem zidentyfikują zwłoki Kuzyka. Jeżeli nie podejrzewają go o komunizm, tedy wyrobią sobie pogląd, że była to zwykła burda pijacka. Oczywiście, stwierdzą, że w ka-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.