szym sprytem. Sprawiedliwość karze nie zbrodnię, lecz nieudolność zbrodniarza. Którędyż dosięgnie mnie?...
Z podniesionym kołnierzem, z pięściami wciśniętemi w kieszenie, włóczył się bez celu wśród wąskich, pustych uliczek. I wzbierało w nim pragnienie, niezrozumiałe dla niego samego oczekiwanie, pożądanie kary. Jeszcze chwila, a buchnie oślepiająca jasność i ostra klinga ognia przeszyje go od góry do dołu, przeniknie przezeń gwałtownym bólem śmierci. Jeszcze kilka kroków, a z za węgła błysną lufy rewolwerów i na rękach, na przegubach zamkną się twarde stalowe kajdanki!... Ileż doznałby ulgi!...
Ale spotykani przechodnie mijali go szybko i obojętnie a z nieba prószyły drobne nikłe kropelki, osiadające na twarzy wilgotnym pudrem, pokrywając wełnę kołnierza mikroskopijnemi kulkami wody.
— Którędyż dosięgnie mnie sprawiedliwość? — powtarzał z rozpaczliwym uporem.
I nagle opanowało go poczucie samotności. Chęć zwierzeń, potrzeba wyznania komuś całej prawdy o sobie. Przestraszenia kogoś tem całem plugastwem, które dźwiga w sobie... Kogoś, ktoby ze wstrętem i lękiem odsunął się od niego i temsamem przyświadczył jego nędzę i klęskę, która jest przecie zwycięstwem i siłą dla świata i dla życia, dla tych wszystkich ludzi z jego dzisiejszej rzeczywistości, dla Arletki, dla Czabana, dla kawiarnianych znajomych. U nich znalazłby albo podziw i uznanie, albo przyczajoną myśl o dyskontowaniu tych wiadomości. Dawniej... dawniej znał innych... Nieboszczyk Słowiński, stara babcia Horzeńska, bodaj nawet Niemirowicz, napewno koledzy z Uniwersytetu, Czyjak, Rudomino, Bajerski... A i jeszcze Mika Bożyńska. Mika Bożyńska, jasna i cicha dobroć. Tak różna od Niry i od całej swojej rodziny.
Obejrzał się. Nie znał tej dzielnicy zbyt dobrze, lecz zorjentował się, że ulica Skośna musi być gdzieś na prawo.
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.