Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

— Skośna 7 — przypomniał sobie — Czy mieszka tam jeszcze z tą przysadzistą Kosicką?
Wielka kamienica tu i ówdzie przeświecała jeszcze niezgaszonemi oknami. Było bardzo późno, lecz Murek nie cofnął się. Dozorca domu powiedział:
— Owszem mieszka. Piąte piętro. Czy zawieść pana windą?
— Nie, dziękuję. Wejdę po schodach.
Zdyszany zatrzymał się przed drzwiami i nacisnął dzwonek. Minęło kilka minut.
— Pewno śpią już — pomyślał i pomimo to zadzwonił raz jeszcze.
Po chwili usłyszał przestraszony głos.
— Kto tam?
— Tutaj Murek. Doktór Murek — odpowiedział.
Moment ciszy, i drzwi otworzyły się do ciemnego przedpokoju.
— Proszę, niech pan wejdzie. Ja coś na siebie narzucę — i nocne pantofle zaczłapały w ciemności.
Poomacku zdjął palto, wytarł chusteczką mokrą twarz. Nagle zapaliło się w sąsiednim pokoju światło i do przedpokoju zajrzała główka Miki:
— Proszę. Już spałam. Co za niespodzianka. Niech pan tu wejdzie, tylko proszę nie patrzeć na mnie. Wyglądam pewno, jak czupiradło.
Była w kusym czarnym szlafroku, pośpiesznie przyczesane włosy otaczały głowę gmatwaniną jasnych kosmyków. Zmieniła się bardzo. Nie postarzała. Wyglądała może młodziej niż dawniej, lecz zmizerniała, pod oczami znaczyły się wyraźnie niebieskawe cienie. I w uśmiechu był jakiś smutek. Tylko ręce miała te same, białe, dziwnie delikatne, niemal przezroczyste i chłodne, jak jakieś egzotyczne kwiaty.
— To warjactwo z mojej strony, że obudziłem panią —