— Dają, naturalnie. Ale ja swój sprzedałam. Pan nie ma pojęcia, jaka ja jestem chciwa na pieniądze!
— Pani mało zarabia?
— Ja? Dużo, bardzo dużo. W ubiegłym miesięcu zarobiłam prawie czterysta złotych, oprócz pensji. Razem pięćset z górą! No, czy nie jestem dzielna? Niech pan sam powie!
Rzeczywiście zdziwił się. Ani wytarty szlafroczek, ani zniszczone pantofelki, ani skromniutkie paletko, pieczołowicie rozwieszone w przedpokoju na ramiączkach nie zdradzały takich zarobków. Przyszło mu na myśl, że ukrywa przed nim swą nędzę i dlatego zapytał podstępnie:
— Jak to dobrze mieć bogatych przyjaciół! Nie odmówi mi pani, panno Miko, kilkuset złotych pożyczki?
Mika zakłopotała się:
— Mój Boże!... Tak mi przykro. Proszę mi wierzyć, panie Franku, że gdybym tylko miała... Ale nie mam. Zaraz, zaraz... Mam trzydzieści pięć złotych — zerwała się po torebkę. — Do pierwszego niedaleko. Wystarczy mi dziesięć, nawet pięć... W razie czego pożyczę od kogoś z kolegów...
Zaczerwieniona podała mu kilka monet.
— Ależ ja żartowałem — pocałował ją w rękę. — Jutro dostanę pieniądze. Dziękuję, bardzo dziękuję.
— Nie, niech pan weźmie! Sprawi mi pan bardzo wielką przykrość odmową — upierała się.
Wreszcie udało mu się uspokoić ją zapewnieniem, że skorzysta z pożyczki w razie konieczności.
— A co pani robi z pieniędzmi? — zapytał wprost. — Zgrywa się pani na wyścigach?
— O, nie, skądże. Muszę komuś trochę pomagać. Pan wie, jak dzisiaj trudno wielu ludziom.
— Rodzinie?
— Nie. Mamusia nie żyje, a Krysia daje sobie radę. Wojtkowi zaś powodzi się jako tako.
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.