Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wierzę.
— Źle pani robi. Pozatem nie pamięta pani tego, co jej mówiłem wówczas w Koszołowie.
— Pamiętam doskonale. Utrzymywał pan, że ogoli brodę, gdy będzie się żenił.
— Tak.
— Zatem?... Żeni się pan? — spytała z rzeczywistą, lub też z doskonale robioną obojętnością.
— Jeżeli druga strona nie odrzuci moich planów... — zaczął dyplomatycznie.
Tunka zaśmiała się i chciała coś powiedzieć, lecz wpadł jej ojciec:
— Nu, chodź, doktor, — zawołał. — Mamy roboty do czorta i trochę.
Zamknęli się we dwoje w gabinecie. Czaban najpierw poinformował Murka o finalizacji spraw naftowych: o skardze o oszustwo, którą wnieśli dwaj nabywcy zagraniczni. Wprawdzie poczynił wszystkie możliwe kroki, by uniknąć aresztowania, jednakże wciąż nie jest pewien swej sytuacji. Z jego opowiadania wynikało, że istotnie nieco przeholował i wtrącenie się prokuratora jest bardzo możliwe.
— Wówczas w grę wchodzi kaucja. I djabli wiedzą co robić, bo nagwałt muszę jeszcze skądś wytrzasnąć ze sto tysięcy. Inaczej wszystko spali na panewce.
Murek spojrzał nań z niedowierzaniem:
— Chyba najważniejsze jest uniknięcie więzienia?
— Pewno, pewno — lekko przyznał Czaban. — Więzienie to nie rozkosz, ale ostatecznie nic tak bardzo strasznego. Ludzka rzecz. Grunt, że mi niczego udowodnić nie potrafią i będą musieli wypuścić. Więc poco mam wyrzekać się dla tych paru tygodni, czy miesięcy interesu, który przyniesie sto lat dochodów? Życie to gra, hazard! Chcąc wygrywać, trzeba być przygotowanym na straty. A ten jest mądry, kto sobie dobrze skalkuluje.