Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko będzie drogie, nawet bardzo drogie, ale dlatego właśnie zwabi tych, co mają pieniądze, to raz! Tych, co chcą udawać zamożność, to dwa! I tych, którzy za uciułane grosze z przebidowanego roku zechcą bodaj dwa tygodnie spędzić w luksusie, to trzy! Tego jeszcze w Polsce nie było! A?...
— To prawda — przyznał Murek — ale skąd na to wziąć pieniędzy?
— Mam kapitalistów zagranicznych, to raz! Żydów krajowych to dwa! Tereny książąt Zasławskich to trzy!
— Pięknie, ale co nam z tego przyjdzie? Cudze pieniądze, cudze tereny...
— Ale nasz projekt i nasza... koncesja na ruletę — zaśmiał się Czaban — a to jest warte więcej niż połowę! Kapujesz? Pozatem stworzymy spółkę akcyjną jedną, która będzie właścicielką całego szpasu, i drugą, która od tamtej wydzierżawi przedsiębiorstwo. Kapujesz?
Murek nie bardzo jednak kapował i Czaban musiał mu dokładnie wytłumaczyć, jakie korzyści da się osiągnąć z takiej kombinacji, ile da się pokręcić w dywidendach, ile w podatkach, ile w zabezpieczeniu się przed stratami.
Po kilku godzinach Murkowi aż kręciło się w głowie od szczegółów, cyfr, planów i kombinacyj. Z tem wszystkiem rzecz była jeszcze w stanie embrjonalnym i wymagała gruntownego i systematycznego opracowania.
— A widzisz, ja tego nie potrafię — zakończył Czaban. — Nie nadaję się do takich dłubanin. To wszystko musisz ty zrobić. Pluń na inne rzeczy, schowaj się na tydzień lub dwa i napisz memorjały, projekty, statuty, słowem to, co trzeba.
Zaraz po obiedzie wyjechali obaj samochodem za Otwock, by obejrzeć tereny. Nie wyglądały źle. Spore pagórki od biedy mogły wystarczyć narciarzom, piękny sosnowy las i malownicza rzeczułka robiły dobre wrażenie.