dytów. Ponieważ zaś trudno uwierzyć, by zrobił to naskutek osobistych porachunków...
— I ja w to nie uwierzę. Kuzyk był dobrym i karnym komunistą — wtrącił Murek.
— Właśnie. A szereg faktów wskazuje na to, że właśnie wy, towarzyszu Garbaty, możecie nam dopomóc w wykryciu prawdy.
— Jakież to fakty?
— Wyście byli w przeddzień owej strzelaniny u towarzysza Dyla?
— Byłem. Nie wiem, czy w przeddzień, ale byłem. Wstąpiłem doń wieczorkiem.
— I dowiedzieliście się od niego, że Kuzyk jest komendantem piątki?
— Nie przypominam sobie — po chwili zastanowienia się odpowiedział Murek.
— Aleście gadali o Kuzyku?
— Zapewne. Wogóle gadaliśmy o sprawach partyjnych. Aha, nawet Dyl dziękował mi za wydanie dobrej opinji o Kuzyku. Teraz przypominam to doskonale. Ale jakiż to może mieć związek z ową awanturą?...
— Czy nie byliście później u Kuzyka?
— Nie. Zresztą, towarzyszu, gdybym był tam, to ktoś przecie musiałby mnie widzieć. Ale zapewniam was, że na oczy Kuzyka nie widziałem.
— Możliwe — przyznał krzywonosy. — Jednak jak to wytłumaczyć, że Kuzyk w szpitalu powtórzył kilka razy: „To robota Garbatego“? To przecie nie może nic nie znaczyć?
— Tak twierdził?... — niedowierzająco zapytał Murek. — Ależ, towarzysze! On napewno wcale nie myślał o mnie, lecz o jakimś człowieku naprawdę garbatym! Garbatych na świecie jest dość.
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.