— O, jaki ukiziany mój Franeczek, jaki zmęczony — mówiła pieszczotliwie. Chodź, biedaku, muszę cię uściskać.
Nigdy nie robiła mu najmniejszych wyrzutów, gdy wracał późno. Witała go zawsze uśmiechem i pocałunkami, a jej ciepłe ze snu ramiona oplatały się łagodnie i kojąco koło szyi, jej gorące usta dotykały spieczonych i opierzchłych od alkoholu warg.
Tylko w półprzymkniętych oczach zawsze czaiło się uważne, pytające spojrzenie, które zwolna roztapiało się w uśmiechu.
— No, rozbieraj się — mówiła — a ja ci przygotuję kąpiel.
Wyskakiwała z łóżka w swojej długiej koszulce, z pod której widać było tylko jej różowe pięty i po chwili z łazienki dolatywał już szum wody. Wiedział, że gdy tam wejdzie, zastanie ją w wannie: to była stała jej „niespodzianka“, którą komentowała niezmiennym meldunkiem:
— Wanna z rybką dla jaśnie pana gotowa!
Zresztą rybka o takiej porze nie była wymagająca. Kilka przytuleń się, kilka pluśnięć i już owinięta w płaszcz kąpielowy, żegnała go upomnieniem:
— A nie zaśnij w wannie!
W tym domu, w tem powietrzu było tak pełno jej ciepła, jej radości, jej miłości, a gdy trzeba — jej siły i woli i pomocy. Oboje, jak para zdziczałych zwierząt, ustawicznie szczutych, zawzięcie odgryzających się życiu, uwikłanych w pętle sieci, zagonionych, tu, obok siebie, czuli się ludźmi, tu, ogrzewając się własnem ciałem, oddychali spokojnie i bezpiecznie.
I wszystko to zniszczyć?... Zniweczyć?... I jak? Jak? Wzdrygał się, ile razy rozsądek, ile razy trzeźwy rachunek przyciskał go tem pytaniem.
Wiedział, dlaczego tak postąpi. Dlaczego wypełni swoje wilcze posłannictwo. Bo musi zdobyć potęgę, bo musi osią-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.