— Niech pan nie zapomina, że mój mąż jest chirurgiem i woli pośpieszyć się z djagnozą, niż wyrzec się operacji.
— Sama wiesz, że to nieprawda! — oburzył się.
— Zbyt jesteś tego pewien — przekomarzała się.
— A jak było z tą twoją ochronką? Kto radził czekać z decyzją, a kto palił się do natychmiastowego rozstrzygnięcia?
— To zupełnie inna rzecz.
— Wcale nie inna. Niech doktór Murek bezstronnie osądzi.
I zaczął opowiadać o jakiejś ochronce, gdzie jego żona była opiekunką, a gdzie między personelem wytworzyły się wrogie stosunki. Po ochronce przyszła kolej na lecznicę, w której było całkiem inaczej. Znowu wrócili do Miki, spierali się trochę o Beethovena w interpretacji Kańskiego, później o piątkowy koncert w Filharmonji, wreszcie wypytywali Murka o stosunki socjalne na Polesiu, co musiał oczywiście zbyć ogólnikami.
Pożegnali się na Placu Teatralnym, przyczem państwo Lipczyńscy serdecznie zapraszali Murka, by jak najczęściej ich odwiedzał.
— Mamy swoje dość liczne kółko przyjaciół i spotykamy się kolejno we wszystkich domach — mówiła pani Lipczyńska, — proszę mi wierzyć, że wszędzie będą panu radzi. Ile razy przyjedzie pan do Warszawy, w każdym wypadku proszę nie zapominać o nas.
Murek obiecał, lecz zapowiedział, że nie przewiduje w bliskim czasie swego ponownego przyjazdu.
Nie minął jednak tydzień, a wracając któregoś dnia od Czabanów, spotkał inżyniera Minasowicza. Na nic nie zdały się wykręty i musiał z nim pójść do Lipczyńskich. Zresztą nie bronił się zbytnio. Atmosfera, w której żyli ci ludzie ciągnęła go zbyt silnie, a serdeczność, ta dziwna bez-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.