interesowna serdeczność, z jaką go przyjmowali, dawała jego nerwom zupełne odprężenie.
Dom Lipczyńskich był skromny, lecz miły. Największą jego ozdobą, więcej, bo jego treścią, było dwoje dzieci: pięcioletni chłopak i siedmioletnia dziewczynka. On czupurny i wojowniczy, ona nieprawdopodobnie wesoła, ciekawa wszystkiego, przytulna i ufna. Pełno ich było we wszystkich pokojach. Murek starał się brać udział w rozmowie starszych, lecz wciąż wodził oczyma za dziećmi i nasłuchiwał ich głosików, a wkońcu dyskretnie wycofał się do jadalni, gdzie pod stołem wznosił się hangar lotniczy, z którego prawdziwe aeroplany wyruszały na poszukiwanie porwanej przez murzynów królewny. Nie trzeba dodawać, że porywacze ukrywali ją w niedostępnej dżungli między piecem i kredensem.
Po kilku próbach, w których Murek nie wykazał szczególniejszej pojętności, wreszcie potrafił wejść w podwójną rolę: armji murzyńskiej i stada tygrysów. Wiedział, kiedy ma być rozproszony i wycięty w pień, a kiedy upolowany i obdarty ze skóry, czyli z marynarki, w którą następnie zwycięski lotnik zawijał odzyskaną królewnę i uprowadzał do hangaru. Ostatnim wysiłkiem sprzysiężonych złych potęg było oblężenie hangaru przez „hipotama“. Polegało na tem, że Murek rycząc groźnie, musiał na czworakach włazić pod stół, poczem przeszyty armatnią kulą, spełniającą w innych okolicznościach zadanie piłki tenisowej, wywracał się jak długi, a zwycięzca siadłszy okrakiem na pokonanym „hipotamie“, otrębywał swój triumf donośnym dźwiękiem zwiniętego w rurkę tygodnika ilustrowanego.
Właśnie w takiej pozycji zastała Murka panna Mika, która nadeszła w samą porę, by pomóc w zbieraniu papierów, co wypadły z kieszeni marynarki. Zatroszczył się o nie i hipopotam, były to bowiem nader ważne dokumenty, weksle i kontrakty.
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.