łania i uzgodniono koszty, niezbyt zresztą wysokie, które Murek zobowiązał się pokryć w dniu wyjazdu Arletki.
Następnie podali sobie ręce na znak przybicia umowy, wypili po kieliszku wódki i Murek pożegnał się. Miał przed sobą perspektywę spędzenia nocy w poczekalni na dworcu, wolał to jednak, niż przyjęcie noclegu u nich.
Nazajutrz, nim dojechał do Warszawy, już postanowił wszystko odwołać. Czuł do siebie niewypowiedziany wstręt, był gotów wyrzec się całego planu, wyrzec się nawet Czabanówny, o której myślał z nienawiścią, plunąć na jej miljony i zostać z Arletką, bez względu na takie czy inne konsekwencje. Prawie wierzył, że tak postąpi w chwili, gdy witał się z Arletką. Czułością zaś i serdecznością starał się wynagrodzić jej krzywdę, o której nawet nie wiedziała, a której omal jej nie wyrządził.
Każdego ranka budził się z postanowieniem pojechania na telegraf i wysłania do Stawskiego depeszy, anulującej umowę. Ułożył już sobie nawet tekst tej depeszy.
Tak się wszakże program dnia wypełniał różnorodnemi zajęciami, że mijał tydzień za tygodniem, a na wysłanie depeszy nie było czasu. Spoczątku robił sobie wyrzuty za tę opieszałość, potem irytował się na natręctwo swych wyrzutów, mącących mu jasność myśli w tysiącznych, a ważnych sprawach. Wreszcie nauczył się przeskakiwać nad dokuczliwem przypomnieniem, a poszło mu to tem łatwiej, że dosłownie był pochłonięty pracą.
Na terenach Medany wrzało od robót. Wspaniałe willowe miasto wyrastało z piasków w rekordowem tempie. Niektóre partje wykańczano na trzy zmiany. Gorączkowy pośpiech ogarnął wszystkich. Za przedterminowe roboty wypłacano poszczególnym pracownikom i przedsiębiorcom sute premje. Elektrownia ruszyła zanim jej gmach otynkowano. Wielki pałac kasyna osuszano sztucznie ekshaustorami, w pałacu Zarządu, gdzie przygotowano mieszkania
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/237
Ta strona została uwierzytelniona.