tralnym Komitecie Wykonawczym dziś zapadnie wyrok, odkładany tylko dlatego, że prezes nie przyjechał z Kielc. Wyrok wszakże jest zgóry przesądzony: oboje zostaną zadenuncjowani w policji, co grozi im długoletniem więzieniem. Przez swoich przyjaciół Murek próbował wpłynąć na złagodzenie wyroku, lub uzyskać zwłokę. Skutek jednak tych zabiegów okazał się wręcz przeciwny. Mianowicie, władze partyjne, dowiedziawszy się, że Murek jest poinformowany o ich zamierzeniu, nakazały śledzić zarówno ją, jak i jego i w wypadku, gdyby próbowali uciec, przyśpieszyć donos.
— A mówiłam ci — z wyrzutem zawołała Arletka — mówiłam, że nie wolno nam tracić czasu! A ty nic nie robisz!
— Przeciwnie. Nie zmarnowałem ani godziny.
— Wciąż łudzisz się, że oni okażą się wspaniałomyślni?
— Wcale nie łudzę się i dlatego zrobiłem już przygotowania do ucieczki. Dziś jeszcze będziemy mieli doskonałe podrobione paszporty zagraniczne z prawdziwemi wizami, a jutro znajdziemy się już na pokładzie okrętu, odpływającego do Argentyny.
— Do Argentyny?
— Tak. To było najłatwiejsze i najmądrzejsze. W Europie, jak nie policja, to komuniści napewno znaleźliby nas wcześniej, czy później. A tam mamy zapewnione bezpieczeństwo. I utrzymanie na czas, póki nie uda się zarobić. Przekazałem dzisiaj do Buenos Aires czternaście tysięcy złotych przez Bank Wschodni. Każde z nas weźmie ze sobą od wypadku jeszcze po kilkaset dolarów. To wszystko, co udało mi się wziąć z kasy Czabana. Będzie tu on nas też przeklinał. Grunt znaleźć się w Gdańsku i na pokładzie. Tylko ci ludzie, którzy mają ułatwić nam wyjazd, dotychczas nie chcą się zgodzić na to, byśmy oboje razem do Gdańska jechali. Twierdzą że to zbyt wielkie ryzyko.
— Cóż to za ludzie?
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.