z towarzystwa narzeczonej sprawiało mu prawdziwą ulgę. Bo i jeszcze jeden czynnik odgrywał tu rolę. Nienawidził tego jej pogotowia do krytyki, dręczyła go wieczna ekwilibrystyka udawanych uczuć, a jednocześnie czuł do tej panny jakiś dziwaczny i skomplikowany pociąg fizyczny.
Gdy pewnego dnia uświadomił to sobie, ogarnęło go zdumienie. Nastąpiło to w banalnych okolicznościach. Czaban chciał sfotografować córkę, która właśnie opalała się na tarasie, i wpadł na pomysł, by narzeczony wziął ją na ręce. Murkowi nie wypadało oponować. Tunka miała na sobie tylko kostjum kąpielowy i gdy ją podniósł, dotykając rękami do nagiej skóry, dostrzegł, że się zarumieniła i że w jej oczach błysnął ognik podniecenia.
Nie zrobił żadnego zbędnego ruchu, chociaż przytuliła się doń bardziej, niż to było potrzebne, lecz zdał sobie sprawę z tego, że obliczył w myśli, ile tygodni ich dzieli od ślubu i że pożąda jej ciała, które będzie miał prawo zgnieść w ramionach, nasycić się niem brutalnie, jak ciałem pierwszej lepszej prostytutki, zemścić się na niem doprowadzeniem go do roli przedmiotu, narzędzia... Do którego czuje się pociąg i nienawiść, którego się pragnie i którem się gardzi.
W nocy, gdy rozmyślał o tem, doszedł do wniosku, że cała rzecz wynikła poprostu z jego abstynencji. Od czasu wyjazdu Arletki nie zetknął się z żadną kobietą. Wydalił nawet z miejsca jedną ze stenotypistek za to, że próbowała go kokietować. Ile razy Czaban wyciągał go na nocne knajpy, siedział przy stoliku obojętny na zaloty fortancerek, gdy zaś która z nich narzucała się mu zbyt natrętnie, bywał wręcz opryskliwy.
— Dużo mężczyzn widziałem — powiedział raz Czaban przy obiedzie — ale ty masz, Tunko, wyjątkowe szczęście. Twój narzeczony nawet patrzeć nie chce na kobiety. Wierny, jak ten... no, jakże mu tam?... Fenomen, powiadam ci. No, bracie, — zwrócił się do Murka — powiem ci, że to zła
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.