— Ja nie mam nic do powiedzenia tej... tej... pani — powiedział ochrypłym głosem.
— Panie Franciszku!
— Nie chcę jej widzieć, nie mogę! Jeżeli...
Już nacisnął klamkę, gdy drzwi od sypialni otworzyły się i weszła Nira. Umilkł i znieruchomiał. Wrażenie było zbyt silne. Stała tuż przed nim, wysoka i smukła, szczuplejsza, niż dawniej i piękniejsza, niż dawniej. W czarnej, prostej sukience z białym kołnierzykiem, bardzo blada... Włosy przyczesane gładko, jakiś kamienny spokój w twarzy i ta czarna sukienka, nadawały jej wygląd klasztorny. Gdyby nie silny zapach perfum, który bił od niej, sprawiałaby wrażenie właśnie zakonnicy.
— Proszę nie odchodzić — odezwała się cicho. — Z drugiego końca świata przyjechałam tylko po to, by ciebie... by pana zobaczyć.
— Niepotrzebnie pani to zrobiła! — wybuchnął. — My już sobie nic do powiedzenia nie mamy!
— Panie Franciszku! — wyciągnęła doń ręce Mika.
— Ty mi nie masz nic do powiedzenia — zbliżyła się doń Nira — ale miej trochę, odrobinę... litości. Ja ci, Franku, muszę wiele powiedzieć i tylko po to wróciłam.
— Jak zbrodniarz którego ciągnie na miejsce zbrodni! — zawołał pogardliwie.
— Tak! — przyznała. — Masz słuszność, Franku...
— Jak pani śmie nazywać mnie po imieniu! — krzyknął. — Jakiem prawem! Czy pani nie rozumie, że to bezczelność?...
— Rozumiem i przepraszam. Jeżeli tak pana nazwałam, stało się to mimowoli. Od wielu już miesięcy tak pana nazywałam w myśli. Przyzwyczaiłam się...
— A czy wie pani, jak ja przyzwyczaiłem się w myśli nazywać panią? — przerwał.
Przygryzła wargi i przymknęła powieki. Cierpienie wy-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.