Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

Biła dwunasta, gdy wróciła Mika. Taka subtelna i taka dobra. Nie pytała o nic, nie wspomniała o Nirze ani jednem słowem. Nieśmiało zajrzała do pokoju, uśmiechnęła się blado, stwierdziła wzrokiem brak walizek Niry i wyszła, by wkrótce przynieść Murkowi szklankę mocnej gorącej herbaty.
— Dziękuję — powiedział i pocałował ją w rękę.
— Może pan coś zje, panie Franku?
— Nic — potrząsnął głową i po dłuższem milczeniu dodał: — Ona odjechała. Jak to dobrze, że już odjechała.
Wrócił na Skolimowską około pierwszej z zamiarem wzięcia środka nasennego, bo wiedział, że inaczej nie zaśnie. Zastał jednak ku swemu zdumieniu Czabana. Okazało się, że już rano nadeszła ze Szwajcarji fatalna wiadomość: bank, finansujący instalacje hydropatyczne w Medanie ogłosił upadłość. Groziło to poważnemi konsekwencjami i mogło wstrząsnąć podstawami kredytowemi całego przedsiębiorstwa.
Należało nagwałt szukać gwarancyj i pomimo nocy zaczęli telefonować do różnych grubych ryb finansowych. Upadłość banku dla nikogo już nie była tajemnicą, chociaż w dziennikach jeszcze nie podano o tem ani słowa. Ponieważ już wszyscy wiedzieli o stosunkach Medany z bankiem, nikt nie zdziwił się, że Czaban i Klemm niepokoją ich tak późną porą. Dla każdego z tych ludzi sprawy pieniężne były ważniejsze od snu, czy odpoczynku.
Wczesnem ranem rozpoczęły się gorączkowe konferencje, które miały się przeciągnąć kilka dni. Na szczęście krach zdołano zażegnać na pewien czas dzięki gwarancji, udzielonej przez jedną z państwowych instytucyj kredytowych.
Termin gwarancyj wszakże był krótki i zdziałał tylko tyle, że ślub panny Tunki z doktorem Klemmem oraz uroczystości weselne mogły się odbyć w atmosferze spokojniejszej, nie pod obuchem zagrażającej katastrofy. Zresztą wspa-