je pan swoje myśli zupełnie jasno, logicznie, zachowuje się pan też normalnie...
— Tak, cha, cha, cha, — zaśmiał się Szułowski — logicznie, normalnie, ale czy wie pan ile mnie to kosztuje? Ile wysiłku muszę wkładać w to ustawiczne czuwanie nad sobą, w tę nieprzerwaną kontrolę każdej myśli, każdego słowa, każdego ruchu. Bo wiem dobrze, że jedna chwila nieuwagi, a wpadnę w jakiś labirynt, w mrok, w szaleństwo...
Wzdrygnął się i szepnął:
— Straszna jest ta nieustanna walka i ten lęk, och, najgorszy ten lęk przed czemś, co nadchodzi, ogarnia, staje się coraz bliższe, nieuniknione...
— Stanowczo pan przesadza. Zamiast leczyć się, powinien pan wziąć się do jakiejś pracy. Dlaczego pan wystąpił z wojska?
— Zwolniła mnie komisja lekarska.
— Ale na jakiej podstawie?
— Na mój wniosek. Nie mogłem nic robić. A przytem jakże śmiałbym pozostać w armji wiedząc, że moje władze umysłowe znajdują się w rozstroju? Nie byłoby to zgodne z poczuciem honoru i obowiązku.
Napróżno Murek długo jeszcze przekonywał Szułowskiego. Tegoż jeszcze dnia odbył konferencję z doktorem Sążniem i przekonał się, że lekarz również jest przeświadczony o normalności swego pacjenta. Tem usilniej zalecał mu Murek zwrócenie szczególniejszej uwagi na Szułowskiego, a przedewszystkiem wciągnięcie go do jakiejkolwiek pracy.
Niestety, Szułowskiemu nic nie pomagało. Natomiast jego obecność w Medanie zaczęła Murkowi dokuczać: wciąż go spotykał w parku, czy na ulicy, przyczem był narażony na zwierzenia nieszczęśliwca, który dzielił się z Murkiem swemi spostrzeżeniami nad postępem własnej choroby. Nadomiar złego, któregoś dnia spotkała go również Tunka i wróciła do domu przygnębiona. Murek wprawdzie nie
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.